czwartek, 8 czerwca 2017

#26 PRZEMYSŁAW CHOJECKI - "PLAC ZBAWICIELA"


 Tytuł: „Plac Zbawiciela"
Autor: Przemysław Chojecki
Wydawnictwo: Papierowy Motyl
Liczba stron: 238
Data wydania: 26 maja 2017

"Plac Zbawiciela" to pozycja obowiązkowa dla tych, którzy tak jak główny bohater zastanawiają się nad powrotem z emigracji. Ale nie tylko. Każdy, kto lubi niebanalną formę i refleksyjną treść powinien bliżej przyjrzeć się tej książce.






Magda: Po raz pierwszy odkąd zaczęłyśmy z Olgą naszą wspólną przygodę z recenzowaniem (czy też - jak kto woli - wydawaniem opinii o książkach) strasznie boję się napisać cokolwiek o "Placu Zbawiciela" Przemysława Chojeckiego. Nie zrozumcie mnie źle, nie chodzi mi o to, że grozi mi w związku z tym jakieś niebezpieczeństwo, ale po prostu ambicja, osiągnięcia, wykształcenie i doświadczenie autora spowodowało, że poczułam się mało kompetentna. Jednak mimo wszystko lubię wyzwania i właśnie tak będę traktować 'recenzję' tej książki - jako próbę swoich sił. 

"Plac zbawiciela" zadziwia swoją formą, nie ma tutaj bowiem standardowej w powieściach fabuły. Refleksje bohatera przeplatają się z rozmowami z przyjacielem. I to właściwie jedyne występujące postaci. 

O czym zatem jest "Plac Zbawiciela"? I tutaj właśnie mam problem. Standardowy opis z tylu książki sugeruje, że głównym wątkiem jest rozważanie decyzji powrotu z emigracji. Moim zdaniem, to kompletnie nie trafiony opis. Wątek emigracji w moim odczuciu stanowi jedynie tło dla głębszych rozważań. I to właśnie one stanowią esencję książki. 

Bohatera, którego imienia nawet nie poznajemy, bardzo szybko możemy powiązać z samym autorem. Przyznam szczerze, że zastanawia mnie ile z tej treści jest fikcją literacką, a ile rzeczywistością. Nie mniej jednak, bohater to naprawdę interesująca postać. Jest ambitny, mądry, zdecydowany, rządny sukcesu i sławy. Czuje się odpowiedzialny nie tylko za siebie, ale także za Polskę i jej przyszłość. Myśli, analizuje i rozważa. Czuje niedosyt, chce wszystkiego, zna swoją wartość. Pragnie stabilizacji. To postać wszechstronna. Z jednej strony matematyk, naukowiec, a z drugiej wielbiciel szeroko rozumianej sztuki. Chaotyczny i uporządkowany. Mający cel i poszukujący celu. Człowiek pełen sprzeczności. Choć dla mnie, to przede wszystkim człowiek poszukujący miłości i ciepła. 

"Plac Zbawiciela" to powieść, która z całą pewnością dokumentuje przebieg rozważań bohatera o nim samym, ale także o Polsce, polityce, kulturze, życiu i śmierci. To uczta dla osób, które lubią wyszukane słownictwo i filozoficzne rozważania. Czasem można jednak odnieść wrażenie, że między spotkaniami w warszawskich kawiarniach a refleksjami bohatera wkrada się chaos i powtarzanie wcześniej poruszanych wątków. 

Książka Przemysława Chojeckiego to ta lektura, która skłania czytelnika do refleksji, do rozmyślań nad samym sobą. Przynajmniej taki efekt wywołała na mojej osobie. Początkowo troszkę zazdrościłam bohaterowi, że jest taki wszechstronny, że angażuje się w wiele projektów i w każdym z nich potrafi być świetny, a ja...tak nie potrafię. Szybko jednak doszłam do wniosku, że choć nie potrafię tak jak bohater podejmować się wielu wyzwań jednocześnie, to jestem szczęśliwa, zajmując się tym, czym się zajmuję i... to jest najważniejsze. I właśnie tego chciałabym życzyć bohaterowi - umiejętności czerpania radości z tego, co się robi na co dzień, pamiętania o tym, że czasem mniej znaczy więcej...a także dużo miłości - szczerej, prawdziwej i do grobowej deski.

Olga: "Plac Zbawiciela” jest książką bogatą w przemyślenia dotyczące podróży, historii, Polski, młodości, ale przede wszystkim emigracji. Czy warto wrócić do swojej ojczyzny? Czy życie w Warszawie na pewno będzie satysfakcjonujące? Między innymi na te pytanie stara się odpowiedzieć narrator. 

Miejscem spotkań bohatera z przyjacielem są kawiarnie. Właśnie tam, popijając kawę lub wino, prowadzą rozmowy dotyczące ich życia. My, czytając je, możemy poznać jakie mają zdanie w różnych kwestiach, w tych, o których wspomniałam wcześniej, ale też miłości, pracy, a nawet religii. Co ciekawe, nie wiemy jednak zbyt wielu rzeczy na temat przyjaciela. Nie znamy nawet jego imienia, po prostu żebyśmy go sobie nie wyobrażali. 

Być może to tylko szczegół, ale spodobały mi się przypisy do danych zdań. Są one napisane drobnym druczkiem, na dole strony (zupełnie jak w książkach, które są przekładane z innego języka i tłumacz chciał je rozwinąć, żeby coś nam przybliżyć). Właściwie były one komentarzem do danej treści, niekiedy nawet krytyką, ale czasem też uzupełnieniem tego, co autor chciał przekazać. Według mnie to dobry pomysł, chociażby ze względu na to, że te dopowiedzenia mogły coś wyjaśnić, ale jednak gdyby były napisane ciągiem, tuż za danym fragmentem, nie brzmiałoby to wszystko zbyt dobrze. 

Dużym plusem jest też dla mnie zakończenie (a właściwie może jego brak?). Nie ma właściwie tego ograniczenia. Ostatnia kropka niekoniecznie oznacza końca książki, pierwsze zdanie niekoniecznie oznacza początek. Wydaje się skomplikowane? Z pewnością nie, gdy przeczytamy to właśnie w „Placu Zbawiciela”. 

Sama nie mam jeszcze doświadczenia, brakuje mi 9 lat do tej wyznaczonej przez bohatera i jego przyjaciela granicy 27 urodzin, kiedy człowiek już ma więcej wiedzy. Nie wiem też, co to znaczy mieszkać z dala od rodzinnego miasta, a co dopiero kraju. Być może dlatego lektura okazała się dla mnie trudniejsza. Mimo tego, zaliczam ją do tych wartościowych, które dają do myślenia, a także do tych, do których wrócę za kilka lat. Co do tego nie mam wątpliwości – na pewno będę mieć więcej doświadczenia w życiu, a kto wie, może też wyjadę za granicę na dłuższy czas?

Książkę można zakupić m.in. tutaj.

3 komentarze:

  1. Uwielbiam te Wasze recenzje! Nad zakupem tej książki muszę się mocno zastanowić - z jednej strony sama sobie założyłam bana na kolejne publikacje (półki nie dają rady), a z drugiej - bardzo zainteresowało mnie to wydawnictwo. Ot, dylematy ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Spotkałam się kilka razy z tą książką, ale nigdy jakoś nie było mi po drodze. Ale chyba naprawdę muszę po nią sięgnąć ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Patrząc na okładkę brałabym w ciemno. Patrząc na zwartość - też bym brała.

    OdpowiedzUsuń