czwartek, 6 lipca 2017

#39 AMY HARMON - "MAKING FACES"

 Tytuł: "Making faces"
Autor: Amy Harmon
Wydawnictwo: Editio
Liczba stron: 344
Data wydania: 5 stycznia 2017


"Making faces" to cudowna opowieść o przyjaźni, miłości i stracie. Amy Harmon pokazuje, że najważniejsze to patrzeć sercem. Ta książka wzruszy każdego!







Magda: "Making faces" to książka od której chciałam zacząć swoją przygodę z twórczością Amy Harmon. Okazuje się, że był to wybór idealny! "Making faces" jest cudowną, wzruszającą powieścią z przesłaniem dla każdego. 

W Hannah Lake mieszka nieśmiała i niepewna siebie dziewczyna - Fern, która na co dzień uwielbia czytać romanse. Chciałaby doświadczyć miłości takiej, jaką poznaje w książkach. Obiektem jej uczuć jest przystojny zapaśnik Ambrose. Chłopak wraz z przyjaciółmi wyjeżdża na wojnę do Iraku. Niestety, wraca sam. Jednak jest ktoś, komu bardzo zależy na tym, by Ambrose odzyskał radość życia... 

Opis historii prawdopodobnie brzmi banalnie, jak spora część młodzieżowych romansów, jednak w rzeczywistości jest to wyjątkowa książka. Uroniłam nie jedną łzę! Fabuła nie jest dynamiczna, nie ma szalonych zwrotów akcji, nie ma szczegółowych opisów tak zwanego 'migdalenia się'. Autorka przepięknie ujęła istotę miłości i przyjaźni. Podkreśla, że to, co w życiu jest najważniejsze to nie wygląd zewnętrzny, ale nasze wnętrze. Oceniając drugiego człowieka przez pryzmat jego wyglądu popełniamy ogromny błąd. 

Na uwagę zasługuje przede wszystkim postać Baileya, cierpiącego na zanik mięśni. To postać, która w innych książkach, innych historiach wzbudzała by współczucie. Amy Harmon zrobiła jednak coś magicznego...sprawiła, że ten chłopak to najbardziej pozytywna i szczęśliwa postać książki. Mimo cierpienia, niedogodności, utrudnień przyjmuje życie takim jakie jest, nie narzeka, że jest mu trudno. Bailey cieszy się z każdego dnia, który jest mu dane przeżyć. Co więcej, potrafi żartować z samego siebie. Gdybym mogła wybrać sobie charakter, to chciałabym być taka jak on - z optymistycznym nastawieniem.

"Making faces" to cudowna opowieść o przyjaźni, miłości i stracie. Amy Harmon pokazuje, że najważniejsze to patrzeć sercem. Daje nam również do zrozumienia, że nic w życiu nie jest trwałe, każda rzecz czy chwila jest ulotna, dlatego warto czerpać z życia jak najwięcej i otaczać się wartościowymi ludźmi.

Olga: „Making faces” opowiada historię Fern i Ambrose’a, którzy w szkole byli swoimi przeciwieństwami. Ona – drobna, niegrzesząca urodą, niepopularna; on – potężny, silny, przystojny i znany wszystkim w szkole. Fern nie wierzyła, że chłopak kiedykolwiek zwróci na nią uwagę, jednak w końcu tak się stało – niekoniecznie w takiej sytuacji jak to miało miejsce. Mimo to, po powrocie Ambrose’a z wojny relacja między nimi się zmienia…

Z wyjątkiem Beckera i Rity polubiłam właściwie każdego bohatera. Jednak tym, o którym na pewno będę długo pamiętać, jest Bailey – przyjaciel Fern. Chłopak chorował na dystrofię mięśniową Duchenne’a przez co od początku przygotowywał się do tego, że szybko może umrzeć. Mimo tego Bailey nie poddawał się, nie tracił pogody ducha. Pokazywał, że nie możemy zamartwiać się tym jak wyglądamy i potrafił śmiać się sam z siebie. Udowodnił, że nie trzeba być sprawnym, czy też pięknym, żeby być lubianym i wieść szczęśliwe życie. Ponadto jego bezpośredniość, a przy tym humor jeszcze bardziej ułatwiają polubienie go. 

Zarówno Ambrose, jak i Fern w pewnych momentach swojego życia sądzili, że przez swój wygląd będą źle odbierani. Dziewczyna myślała tak od początku, jednak u chłopaka takie nastawienie pojawiło się po powrocie z wojny. Kiedy był bliżej Fern myślał, że w przyszłości pożałuje, że go wybrała, bo ma oszpeconą twarz i nie wystarczy jej to, jaki on jest w środku. W „Making faces” jednak pokazane zostało, że wygląd tak naprawdę nie jest najważniejszy, bo uroda w końcu przeminie, a to jacy jesteśmy, co potrafimy, pozostanie z nami do końca. 

Książka jest przepełniona cierpieniem i nie chodzi tylko o wygląd, popularność. U Ambrose’a chodziło przede wszystkim o stratę przyjaciół na wojnie. Nie mógł się pogodzić z tym, bo twierdził, że to przez niego oni nie żyją. To on przekonywał ich, żeby pójść do wojska i gdyby tego nie zrobił, prawdopodobnie wiedliby dalej szczęśliwe życie. Jednak to właśnie oni zginęli, a on jako jedyny z nich nie. Zaczął się zastanawiać: „dlaczego ja?”. I wtedy Bailey uświadomił mu, że tak się już po prostu dzieje i tak samo on mógł myśleć dlaczego właśnie on jest chory… a tego przecież nie robił. Pokazał, że trzeba czerpać dalej z życia, skoro ma się okazję.

„Making faces” to pierwsza książka Amy Harmon, którą przeczytałam, jednak po jej lekturze na pewno sięgnę po inne tytuły tej autorki. Mimo poruszanych ciężkich tematów, ma naprawdę lekkie pióro. Poprzez zwroty akcji potrafiła wzbudzić różne uczucia – zarówno śmiech, jak i płacz. Dała również wiele powodów do refleksji, ale też uświadomiła, że nie wygląd jest najważniejszy, a to co skrywamy wewnątrz.

Za egzemplarz do recenzji dziękujemy Wydawnictwu Editio.

3 komentarze:

  1. Ogromny potencjał tej historii! Tak jak napisała Magda - może się wydawać banalna, ale jestem pewna, że taka nie jest!

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam takie same odczucia po lekturze tej książki - jest niesamowita i zdecydowanie zasługuje na to, by ją poznać. Chętnie wrócę do niej ponownie :)
    Pozdrawiam!
    http://tworze-czytam-fotografuje.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Ta książka wypada korzystnie na tle innych młodzieżowek. Choć mam wrażenie, że Harmon stać na wiele więcej 😊

    OdpowiedzUsuń