Tytuł: "Wieża Świtu"
Autor: Sarah J. Maas
Wydawnictwo: Uroboros
Rok wydania: 2018
Seria „Szklany Tron” skradła moje serce już od pierwszego tomu, dlatego z ogromną niecierpliwością wyczekiwałam „Wieży Świtu”. Sarah J. Maas potrafi wciągnąć czytelnika w wir akcji od samego początku, by na samym końcu pozostawić go w totalnej rozsypce. Niestety czasem też brakuje pewnych elementów... Jak było tym razem?
"Chaol Westfall i Nesryn Faliq wyruszają w podróż do starego i pięknego miasta Antica. Były kapitan Gwardii Królewskiej ma nadzieję, że któraś ze słynnych uzdrowicielek z Torre Cesme przywróci mu władzę w nogach. Uleczenie to jednak tylko część planu. Oto na tronie zasiada wszechpotężny kagan, którego Chaol ma za zadanie nakłonić do wzięcia udziału w wojnie. Jednak to, co czeka Chaola i obecną kapitan Gwardii Królewskiej Nesryn, przekroczy ich najśmielsze oczekiwania. Kluczem do powodzenia misji może okazać się niepozorna uzdrowicielka Yrene i informacje, które bohaterowie zdobędą podczas pobytu w pałacu." [opis wydawcy]
„Wieża Świtu” jest napisana z perspektywy Chaola i dotyczy wydarzeń, które miały miejsce w „Imperium Burz”. Niektórzy powiedzą pewnie, że to przesada, że to niepotrzebne...ale dla mnie była to niezwykle miła odmiana i...trochę odpoczynek od Aelin. Historia opowiedziana z perspektywy Chaola świetnie dopełnia całość! Pojawiają się tu również wątki, w których główną rolę odgrywa Nesryn, ale szczerze mówiąc, akurat te rozdziały strasznie mnie nudziły i z niecierpliwością czekałam na te z Chaolem, choć i i one nie były specjalnie fascynujące.
Niestety, „Wieża świtu” rozczarowała mnie. Było po prostu nudno, zabrakło przede wszystkim szybkiej i wciągającej akcji oraz...zdumiewającego zakończenia. Na domiar złego wątki romantyczne są do bólu schematyczne. Ale uwaga uwaga znalazłam też plusy - spodobało mi się to, jak został opisany wątek leczenia Chaola - fajnie, że nie było to takie „pstryk i już zdrowy”, lecz zostało bardziej rozbudowane. Kolejną, lecz ostatnią zaletą, która ściśle wiąże się z poprzednią, jest wprowadzenie motywu społeczności uzdrowicielek. I to właściwie tyle. Myślę, że gdyby „Wieża Świtu” była nowelką (tak jak to było planowane na początku) to wyszłoby to świetnie! Tymczasem ponad 800 stron to trochę przesada...
Cała seria jeszcze przede mną, ale wkrótce planuję nadrobić tę zaległość! :)
OdpowiedzUsuńNiestety mam podobne odczucia, choć podczas lektury poczułam to, co tak uwielbiam podczas czytania książek tej autorki. Mimo, iż historia Chaola była średnia pod wieloma względami, to przypomniała mi, co takiego kocham w twórczości Sarah J. Maas!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie, dziewczyna z książkami