piątek, 5 stycznia 2018

#83 ANDY WEIR - "ARTEMIS"

Tytuł: "Artemis"
Autor: Andy Weir
Wydawnictwo: Akurat
Rok wydania: 2017



Andy Weir zasłynął jako autor książki "Marsjanin". 22 listopada na rynku wydawniczym pojawiła się jego kolejna powieść - "Artemis". Cóż, Weir postawił sobie wysoko poprzeczkę...niestety w moim przekonaniu "Artemis" nie dorasta do pięt "Marsjaninowi". 



Magda: Akcja ponownie dzieje się w przestrzeni kosmicznej, a dokładniej na Księżycu, w mieście Artemis. Główna bohaterka Jazz zarabia jako kurier naprawdę niewiele, dlatego zajęła się również drobnym przemytem. Jazz marzy przede wszystkim o większym mieszkaniu...jednak z dotychczasowymi zarobkami nie może urzeczywistnić swoich pragnień. Nic zatem dziwnego, że gdy nadarza się okazja by zarobić milion gitów waha się tylko przez moment. 

Pomysł na fabułę był naprawdę ciekawy...niestety trochę gorzej z wykonaniem. Na początku wszystko wydaje się niezwykle fascynujące, miałam wrażenie, że będzie się tu działo naprawdę wiele. Niestety każda kolejna strona przynosiła rozczarowanie. Przede wszystkim denerwowała mnie próba powtórzenia tej humorystyki, która towarzyszyła głównemu bohaterowi "Marsjanina". Odniosłam wrażenie, że autor robił to na siłę, byleby odnieść taki sam sukces jak w swojej debiutanckiej powieści. Niestety nie udało się. Jazz nie można jednak odmówić odwagi. Ogromnej odwagi! To z całą pewnością silna i niezależna kobieta. 

Martwi mnie jednak to w jakim kierunku podążają książki młodzieżowe. Jazz podjęła się zadania, którego wykonanie wiązało się z utratą pracy przez wielu, wielu ludzi. A to wszystko tylko dla pieniędzy. Co przekazujemy młodemu czytelnikowi? Jaką wartość? Język, którym się posługuje również nie jest godnym naśladowania. 

Starałam się znaleźć jakieś pozytywy w tej książce...i efekty tych poszukiwań nie są zniewalające. Na plus można zaliczyć to, że ciekawie zostało przedstawione życie na Księżycu - a dokładniej funkcjonowanie miasteczka Artemis. Ważne jest też to, że Andy Weir nie posługuje się tutaj bardzo fachowym językiem, dlatego książka będzie przystępna w odbiorze dla każdego. 

Niestety "Artemis" nie zachwyca. Choć nie będę ukrywać, chętnie obejrzałabym adaptację filmową...może w filmie wszystko to wypadłoby lepiej? Jeśli jesteście ciekawi jak Andy Weir przedstawił życie na Księżycu, to sięgnijcie po "Artemis", ale pamiętajcie, że nie będzie tak zabawnie jak w "Marsjaninie".


Olga: "Artemis" jest jedyną książką Weira, którą przeczytałam, chociaż niedługo to się zmieni, bo planuję przeczytać "Marsjanina". Jeśli jednak chodzi o najnowszą pozycję tego autora, to nie jestem zachwycona, ale z drugiej strony nie jestem też zawiedziona. To właśnie jeden z tych tytułów, kiedy nie wie się, co myśleć, bo nie wzbudził większych emocji - ani pozytywnych, ani negatywnych. Po prostu się podoba.

Fabuła była ciekawa, ale czasami wydawała się aż przesycona akcją. Przydałyby się takie momenty, kiedy tempo trochę zwalnia, możemy trochę przemyśleć to, co się wydarzyło i dopiero wtedy na nowo przyspieszyć. Dużo razy oczywiste (przynajmniej dla mnie) było, który z wątków skończy się dobrze, po myśli Jazz, a który niekoniecznie. Dlatego też spodobała mi się akcja, którą musiała wykonać, żeby zarobić milion, bo właśnie wtedy zakończyło się to inaczej, niżbym pomyślała.

Bardzo spodobało mi się, że Artemis było jedynym księżycowym miastem. To sprawiło, że było wyjątkowe i, oczywiście, unikatowe. Ciekawie został przedstawiony podział mieszkańców, ale także osób, które tylko były turystami. Jeśli chodzi o opisywanie jak wszystko tam wyglądało, to spodobało mi się tak bardzo, że chciałabym się pojawić w takim mieście! Szkoda jednak, że było tam tak drogo...

Z tyłu książki możemy przeczytać, że Jazz to "bohaterka, której nie da się nie lubić". Tak właściwie to ja niezbyt ją polubiłam, ale jakoś to mi nie przeszkadzało. Dziewczyna miała wielki potencjał, czego nie spróbowała, to była w tym dobra (i była tego świadoma, bo wielokrotnie o tym wspominała), jednak nie rozwijała dalej tych umiejętności. Na plus na pewno wychodzi jej przyjaźń ze Svobodą. Miało to w sobie coś, dzięki czemu aż bardzo przyjemnie się to czytało.
Szczerze mówiąc, to polubiłam Rudy'ego, choć właściwie nie występował często, czego żałuję. Brakowało mi akcji związanych z nim, tym bardziej, że za wszelką cenę chciał odesłać Jazz na ziemię i w trakcie historii, którą poznajemy w książce, wielokrotnie miał do tego powód.

"Artemis" czytało się szybko i dobrze, jednak mogła wzbudzić trochę więcej emocji (najlepiej tych, dzięki których można pomyśleć "wow, co właśnie się wydarzyło?"). Jednak według mnie warto ją przeczytać i poznać historie, które przydarzyły się w jedynym księżycowym mieście.

                      Za egzemplarz do recenzji dziękujemy Wydawnictwu Akurat

3 komentarze:

  1. zgadzam się, że Artemis nie dorasta Marsjaninowi do pięt. dla mnie głównym rozczarowaniem była Jazz - brakowało jej tego, co miał Mark. ciekawą częścią tej książki było właśnie życie na Księżycu. więc koniec końców, była dla mnie rozczarowaniem. pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja odpuściłam sobie "Marsjanina" bo strasznie nudził mnie ten techniczny żargon. Potem obejrzałam film i bardzo żałowałam, że nie doczytałam książki do końca więc obiecałam sobie że "Artemisa" czytam obowiązkowo :)

    OdpowiedzUsuń
  3. "Marsjanina" miałam jedynie okazję obejrzeć, książkę sobie darowałam. Po "Artemisa" może kiedyś sięgnę, lecz nie ciągnie mnie do niego aż tak bardzo;)

    Pozdrawiam,
    korczireads.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń