Ian McEwan to kolejny autor z którego twórczością spotykam się po raz pierwszy. Tym razem jednak, dziwnym zrządzeniem losu nie słyszałam wcześniej o jego powieściach, choć są one lubiane i wychwalane przez czytelników. Moja przygoda zaczęła się zatem od „Na plaży Chesil”, ale czy będzie trwała dalej...?
Sądzę, że ta książka będzie zbierać skrajnie przeciwne opinie. Będą tacy, którzy doszukają się tutaj pięknych metafor życia, ale też tacy, którzy uznają ją za banalną powieść. Ja znajduję się gdzieś pośrodku, bardziej jednak skłaniając się ku tej drugiej grupie.
„Na plaży Chesil” skupia się na jednym wątku, jakim jest zbliżenie seksualne nowożeńców, a dokładniej problemy z nim związane. Rozumiem, że problem który porusza autor jest niezwykle trudny i poważny, jednak historia stworzona wokół niego była dla mnie momentami przerysowana i naciągana. Wplecione wspomnienia z dzieciństwa i inne przerywniki były zwyczajnie nudne i mało znaczące. Miałam je ochotę po prostu pomijać. Bohaterowie to z kolei osoby strasznie irytujące...
Przygoda z twórczością McEwana nie zaczęła się dla mnie dobrze. To nie zachęca do czytania innych jego książek, szczególnie że styl autora nie wpisał się w moja upodobania.
„Na plaży Chesil” to książka, która pokazuje nam jak ważna jest rozmowa z drugą osobą. Myślę, że gdyby bohaterowie potrafili nawiązać dialog, otworzyć się przed drugą osobą to ta historia miałaby inne zakończenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz